poniedziałek, 28 września 2015

motivation in monday #35

Dobry wieczór Kochani,

Wyłaniam się dla Was spod ciepłej kołdry i sterty chusteczek, zrzucając z łóżka listki tabletek.
Taaak....ostatni tydzień studenckich wakacji, a mnie w niedzielę zaatakowało coś strasznego i niewdzięcznego. Na dodatek chyba nie śpieszno "temu czemuś" wrócić tam skąd przyszło, wr !
No nic.
Przecież z katarem i gorączką da się żyć. Szkoda tylko, że psuje to moje plany. Tak, jak i dziś tak i jutro muszę wyjść z moimi towarzyszami pozałatwiać ważne sprawy, które nie mogą czekać... :>
Mam nadzieję, że Wy się trzymacie i nie dajcie się jesiennym zarazkom :)
Wiem, że lubicie motywacyjne posty.
Podejrzewam też, że zaczęliście lubić również poniedziałki :)




 








































Dajcie znać, jak dla Was zaczął się nowy tydzień :)


Wszystkiego dobrego,

czwartek, 24 września 2015

gdzie byliśmy i co widzieliśmy, czyli o naszych wakacjach

Witajcie,

Dzisiaj chcę napisać Wam o naszych krótkich, ale obfitych wakacjach.
Obfitych w przygodę, przełamywanie słabości, piękne widoki i wspaniałe wspomnienia.

Odkąd pamiętam na wakacyjnej mapie dla mnie zawsze "hot" było tylko morze. Nad nie najczęściej jeździłam będąc młodszą dziewczynką czy z rodzicami czy z dziadkami. W górach byłam raz czy dwa i to na szkolnej wycieczce. Wycieczki te nie były porównywalne z tym co fundujemy sobie samodzielnie co roku. Góry nigdy mnie nie interesowały i nie były dla mnie czymś nad czym można by było się zachwycać. Zmieniło się to, gdy poznałam mojego chłopaka, który zaraził mnie odrobiną miłości do gór, a sam jest nieźle zafiksowany w temacie :)
W listopadzie minie cztery lata odkąd jesteśmy razem = trzy lata pod rząd na nasze "wrześniowe wakacje" jeździmy do Zakopanego - pierwsze spędziliśmy na wsi.
I tak rok po roku mój zachwyt nad górami wzrastał.
Od początku jeździmy na własną rękę, bez przewodników i żadnych innych zorganizowanych wycieczek.
Moim zdaniem to właśnie jest najlepsze nie tylko w wypadzie w góry, ale w każdym wyjeździe.

Lubimy jeździć w góry wrześniową porą. Większość znajomych jest już po wakacjach, na których albo nie dopisała im pogoda albo wręcz przeciwnie było upalnie tak, jak w tym roku właśnie.
Wrzesień to idealna pogoda w góry. Jeśli nie pada to wszystko inne jest do zniesienia :)

Do Zakopanego wybraliśmy się PolskimBusem i nim też wracaliśmy.
Jechaliśmy bez planów, jedynie z zorganizowanym noclegiem.
W przypadku gór lubimy planować nasz kolejny dzień wieczorową porą w hotelowym pokoju z głową pełną pomysłów, gdzie wybierzemy się z samego rana.

W tym roku zaszaleliśmy i zdobyliśmy się na niekonwencjonalny krok - wyjazd z naszego miasta o 2.30
w nocy (!) co do Nas zupełnie nie podobne. W zakopanym byliśmy przed godziną 7. Mimo bez problemowej podróży, jednak czuliśmy się zmęczeni i marzyliśmy o prysznicu i przynajmniej krótkiej drzemce. Gdy byliśmy już na miejscu byliśmy tak wszystkim podekscytowani, że udało nam się jedynie przeleżeć w łóżku na oglądaniu telewizji do 9.
Jako, że nadal byliśmy znużeni podróżą, a jednocześnie szczęśliwi że nasze wakacje w końcu się rozpoczęły postawiliśmy na porządny spacer.
W zeszłym roku ostatniego dnia wybraliśmy się pieszo(!) do Doliny Kościeliskiej. Szliśmy z dwie/trzy godziny drogą nie wiedząc za ile dojdziemy i czy miejsce, do którego trafimy jest czymś "porządnym" czy małym skrawkiem, po którym nie ma gdzie chodzić.



Dolina Kościeliska 2014


W tym roku poszliśmy po rozum do głowy - oszczędzając siły i czas, podjechaliśmy do Doliny busem :)

 Dolina Kościeliska 2015

Dolina Kościeliska okazała się świetnym spacerowym kąskiem, gdy ma się więcej czasu. W zeszłym roku niestety nie dopisała nam pogoda, aby głębiej poznać to miejsce i po półtorej godzinie musieliśmy zawracać.
W tym roku mieliśmy więcej szczęścia i doszliśmy do "końca" Doliny, jeśli można tak to nazwać. Po ponad czterech godzinach spaceru natknęliśmy się na schronisko, gdzie spotkać można było mnóstwo ludzi
i kontrowersyjne ceny (100g frytek - 8zł, 0,5l wody niegazowanej - 4zł).




 Schronisko w Dolinie Kościeliskiej/ Hali Ornak 2015



Taka mała dygresja. Zawsze miałam ogromne serce dla wszystkich" odkąd mam swojego Uszatka moje serce urosło jeszcze bardziej, ale dla zwierząt. Strasznie było mi żal koni, które dla rozrywki i wygody ludzi, musiały pokonywać ciężką drogę. Widziałam konie starsze, które już na reszcie sił ciągły swoich pasażerów lub takie całkiem młode. Rozumiem, że konie mogą stanowić "rozrywkę" Zakopanego i nie codzienny środek transportu, ale mimo wszystko i nie krytykując nikogo było mi ich naprawdę żal... .

 



W górach znajdziecie gatunki zwierząt i roślin chronione oraz zagrożone, prócz tego również inne piękne cudowności tamtego regionu. Niektóre odkryjecie zagłębiając się czy to w las czy bezpiecznie zbaczając ze szlaku. 



Generalnie tutaj skończył się nasz spacer po Dolinie - Hala Ornak. Zamierzaliśmy jeszcze wyruszyć do Doliny Chochołowskiej abo chociaż dotrzeć na Iwanicką Przełęcz, ale niestety nad schroniskiem zebrały się chmury i zaczęło padać, a ludzie z sprzed schroniska szybko znaleźli się w środku. Wiedząc o nieprzewidywalności pogody w górach i dbając o własne bezpieczeństwo ruszyliśmy drogą powrotną - tym samym wiedząc, że czeka nas przynajmniej czterogodzinna podróż powrotna.






Właśnie w miejscu na zdjęciu powyżej zakończył się Nas pierwszy dzień. Nie licząc późniejszej kolacji na Krupówkach ;)


Drugiego dnia - już wyspani i po porządnym śniadaniu zaplanowaliśmy wjechanie na Kasprowy Wierch. Mój M. z chęcią by na niego wszedł jednak nie chciałam przeceniać swoich marnych możliwości i dałam ultimatum, że jedyna opcja to tylko wjechanie na Kasprowy. Całą noc słyszeliśmy wiatr, który był w stanie wyważyć nam okna, jednak nie przypuszczaliśmy, że był on aż tak silny. Z tego właśnie powodu, gdy dotarliśmy do Kuźnic zastaliśmy nieczynną kolejkę właśnie z powodu silnego wiatru.
Nie chcąc marnować czasu wybraliśmy się szlakiem wzdłuż kolejki. Była to ta sama część szlaku, z której
w zeszłym roku wracaliśmy po nie zdobytym niestety Giewoncie.
Udaliśmy się tym szlakiem "w ciemno", jednak mając mapy. Kierowaliśmy się również znakami, do końca sami nie wiedząc, gdzie chcemy dotrzeć.





Byliśmy w drodze na Kalatówki, gdzie znaleźliśmy "odbicie" - 20 minutowy szlak do Klasztoru Albertynów. Albo to nie było 20 minut albo tak strasznie się ciągły. Kamienista droga "ostro" w górę. Idę nie wierzyłam, że ktokolwiek wpadłby na pomysł wybudowania czy domku czy klasztoru w takim miejscu. Po drodze cały czas myśleliśmy, że zastaniemy zabytkowy klasztor, a tutaj jednak... .



Klasztor był położony w cudownej scenerii. Jak widać na zdjęciu była to "nowoczesna" budowa, a nie drewniany zabytkowy klasztorek - jak przypuszczaliśmy. Przed klasztorem były ławki, na których można było odsapnąć i w ciszy delektować się otaczającym widokiem.  
Po odpoczynku, schodząc już z "odbica" byłam przekonana, że udamy się w drogę powrotną, ponieważ naprawdę byłam zmęczona. Jednak mój M. nie byłby sobą, gdyby nie poszedł dalej. I tak wiadomo kiedy i gdzie trafiliśmy na kolejny szlak. Mogliśmy iść za tłumem, bądź znowu skręcić w stronę, gdzie nikt nie chodzi. Wybraliśmy drugą opcję i po długiej wędrówce doszliśmy na Czerwoną Przełęcz.



Znowu byłam przekonana, że skoro w końcu "gdzieś" dotarliśmy to zbierzemy siły i udamy się w drogę powrotną. Jednak znowu pudło. Mogliśmy wrócić - jednak postawiłam warunek, że musi być to inny szlak, ponieważ wracając tym którym przyszliśmy nie dałabym już rady, bądź znowu "odbić'. Na mapie znowu znaleźliśmy "super krótki odcinek", który ma zająć 20 minut i zdobędziemy pierwszy szczyt tegorocznych wakacji. Mój M. mnie przekonał, żeby spróbować. Mimo braku sił, dałam się przekonać - wiedziałam, jak mu na tym zależy. 




Znowu 20 minut zamieniło się w ponad godzinę - kto to mierzy ? Wiem - wszystko przez moją kondycję,
a raczej jej brak, spowalniałam wyprawę.
Jednak po mękach dotarłam i tym samym obojgu Nam udało się zdobyć Sarnią Skałę - 1377m n.p.m. :) !

W drodze powrotnej już nie liczyłam ile zajęło Nam zejście na dół, a później znalezienie się w domu. Nogi mi odpadały, a wieczorem pojawił się kolejny szalony plan na nowy dzień. 


Mój chłopak cały czas miał chrapkę na Kasprowy Wierch. Ja po doświadczeniu zdobytym wchodząc na Sarnią Skałę wiedziałam, że nie dam rady. Poszliśmy na kompromis, jeśli można tak to ująć. Pojedziemy do Kuźnic - jeśli kolejka będzie czynna to wjedziemy, jeśli nie to trudno. Dojechaliśmy. Kolejka była czynna,
a przednią tłum ludzi do kasy. Aby się dopchać do kasy musielibyśmy czekać przynajmniej z cztery godziny (!) co nie do końca się opłacało, ponieważ w każdej chwili mogli zamknąć kolejkę z powodu zbyt silnego wiatru...nie było co ryzykować.  M. jakoś przekonał mnie, żeby jednak spróbować wejść - "Nie dasz rady to wrócimy, chociaż spróbujmy". No i znowu nie chciałam go zawieźć - przy okazji przed podróżą zaopatrzyłam się w kijki.




Mieliśmy tylko "spróbować", to miały być tylko "jeszcze dwa kroki" i "ostatnia górka i wracamy. Skończyło się zaskakująco. Chociaż kiedy o tym mówimy na nikim nie robi to wrażenia. Chyba wiem dlaczego... .




Gdyby ktoś dokonał tego, co my. Przezwyciężył swoje słabości, walczył z kontuzją kolana, szedł ze łzami
w oczach z braku sił...może wtedy by zrozumiał, jaki to wysiłek i sukces. Ten wypad pokazał mi, że mój chłopak poradzi sobie w każdych warunkach, ze mną było by gorzej - ale mamy siebie i to niezastąpione wsparcie. Dzięki temu wsparciu, zawziętości i sprawieniu nieopisanej radości mojemu M. dałam radę - nie zawiodłam ani siebie ani jego i...w zeszły czwartek Kasprowy Wierch (1987m n.p.m.) należał do N A S :) !!




Jestem z siebie baardzo dumna. Ten wypad i to czego "dokonałam" dało mi mega kopa. Kopa energii, siły, motywacji i świadomości, że mogę wszystko. Zobaczymy, jak to zaprocentuje. M. na przyszły rok ma smaki na Rysy - nie wiem czy podołam, chociaż dobre całoroczne przygotowanie mogłoby mi to ułatwić.
Zdobycie Kasprowego Wierchu zakończyło naszą tegoroczną przygodę w Zakopanym. W piątek po 12 wracaliśmy do domu z naładowaną baterią - mam nadzieję do końca roku i na wszelkie trudności. Teraz czekamy co przyniesie przyszły rok - starania o własne mieszkanie czy zdobycie Rys.


Nasze wakacje 2015 przeszły do historii dostarczając Nam wiele niezapomnianych przygód i wspaniałych wspomnień. 




Dziękuję, że mogłam się z Wami podzielić swoim osiągnięciem.
Dajcie znać, co wy najbardziej zapamiętacie z tegorocznych wakacji :)
Pamiętajcie, że każdy mały sukces dla ludzkości jest wielkim osiągnięciem dla Was - tak, jak w moim przypadku.



Dobranoc robaczki,

poniedziałek, 21 września 2015

motivation in monday #34

Cześć i czołem,

Właściwie to dobry wieczór.
Po szybkim, ale udanym wypoczynku -  W R Ó C I Ł A M :)
Mam nadzieję, że chociaż minimalnie tęskniliście.
W planach już kolejny post. Mam nadzieję, że Was zaciekawi - może ktoś zgadnie o czym będzie ?
Ledwo przed północą zdążyłam, aby wrzucić dla Was motywacje czekaliście :) ?
Po odwiedzeniu wszystkich - zameldowaniu się i wręczeniu "pamiątek", zadzwonieniu do kogo trzeba, wysprzątaniu mieszkania, zakupach i praniu czas dla mnie.
Zapraszam na dawkę tego, co lubicie najbardziej :)
















































Dobranoc,

poniedziałek, 14 września 2015

motivation in monday #33

Cześć i czołem,

Dzisiaj na szybko w przerwie na pakowanie i sprawdzanie czy aby na pewno wszystko mam.
Dzisiejsze motywacje mam nadzieję, że będą dla Was bombą energii. Chcąc nie chcąc muszą wystarczyć Wam na cały tydzień.
W końcu nadszedł ten czas, że w końcu ja jadę odpoczywać.
Wyruszam we wtorek o 2.30, także trzeba się dobrze zorganizować.
Sił będę nabierać w cudownych górskich widokach :)
Za dużo gadania...łapcie dawkę motywacji na cały tydzień i dajcie znać, co macie w planach.








































W międzyczasie zajrzyjcie na wcześniejsze posty :)
Zapraszam do przeczytania recenzji Love, Rosie tutaj oraz do sprawdzenia co działo się u mnie w sierpniu, klik :)


Do zobaczenia za tydzień,