czwartek, 14 lipca 2016

nigdy więcej gór w czerwcu - zakopane 2016

Cześć,

Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o naszym krótkim urlopie, który miał miejsce pod koniec czerwca.
Czerwca ?!
No tak...zawsze jeździliśmy w góry w okolicach września.
Jednak tym razem jechaliśmy ze znajomymi i w związku z prywatnymi sprawami nie mogliśmy sobie pozwolić na wyjazd we wrześniu.
Także Zakopane w tym roku odwiedziliśmy 23 czerwca, a wróciliśmy w niedzielę 26.06 :)

23.06


Po podróży byliśmy zmęczeni - tym bardziej, że wyjeżdżaliśmy w okolicach 15, a na miejscu byliśmy przed 19.
W drogę wchodził tylko prysznic i wyjście na Krupówki :)
No i zbieranie sił na kolejny dzień.
Mój niezawodny Chłopak, jak co roku był przygotowany pod względem wyboru szlaku.


24.06

Planowo mieliśmy wyjść o 8.
Wyszliśmy o 10. To była maksymalna godzina wyjścia, aby wyruszyć na zdobywanie kolejnych szczytów.
Na tegoroczny wypad wybraliśmy Czerwone Wierchy.



 Schronisko na początku drogi na Czerwone Wierchy

Czerwone Wierchy to masyw górki, który składa się z czterech szczytów - kolejno od zachodu Ciemniak (2096 m.m.p.m), Krzesanica (2122 m.n.p.m), Małołączniak (2096 m.n.p.m) oraz Kopa Kondracka (2005 m.n.p.m).

Droga nie była ciężka, ale na pewno długa.
Chociaż przyjemniejsza niż zeszłoroczna na Kasprowy Wierch.
Swoją drogę oceniam z skali moich kryzysów.
Najpierw przechodzę załamanie, kiedy już nie mam sił iść.
Następnie mam kryzysy, które polegają na tym, że z braku sił i bezradności pojawiają się łzy.
W mojej górskiej przygodzie załamania towarzyszą mi w wyprawie na każdy szczyt.
W drodze na Kasprowy Wierch miałam dwa kryzysy.
W drodze na Czerwone Wierchy - jeden, stąd ocena szlaku :)



W drodze na Czerwone Wierchy
Mimo wszystko udało się Nam dotrzeć na Kopę Kondracką tym samym zdobywając Nasz pierwszy dwutysięcznik :) !
Wcześniej byliśmy na:
* Nosalu (1206 m.n.p.m.)
* Sarniej Skale (1377 m.n.p.m.)
* Giewoncie (1894 m.n.p.m.)
* Kasprowym Wierchu (1987 m.n.p.m.)
I w końcu Kopa Kondracka -> 2005 m.n.p.m.


Ciemniak był na wyciągnięcie ręki i nawet miałam siły, aby na niego wejść co spotkało się z dużym, pozytywnym zaskoczeniem mojego Chłopaka - jednak ze względu na późną godzinę, nie mogliśmy sobie na to pozwolić.
Góry nauczyły Nas przewidywać dużo dużo do przodu.
Dobrze, że nie wybraliśmy się na Ciemniak.
Gdy schodziliśmy z Kopy Kondrackiej - przy samym końcu złapała Nas ogromna burza.
I tak padało i grzmiało już do rana, więc wieczór spędziliśmy w pokoju :)

25.06  
Obudziłam się z mega zakwasami i gorącymi rękami - tzn. ze spalonymi podczas wyprawy na Kopę Kondracką, czego nawet wcześniej nie czułam.
Zakwasy miałam tak duże, że nie byłam w stanie 'normalnie' zejść po schodach... .

W związku z tym postanowiliśmy wybrać "coś łatwego" na sobotni sposób spędzenia czasu.
Na Morskim Oku ostatni raz byłam w szóstej klasie podstawówki.
Mój Chłopak nie był ani razu i średnio był przekonany do tego pomysłu.
Jak sam mówił kiedy już byliśmy na miejscu "Nie wiedziałam, że tutaj jest tak pięknie".

Przed wejście na Morskie Oko podwieźli Nas znajomi, a dalej wyruszyliśmy sami.
Morskiej Oko w czerwcu cieszyło się (chyba, jak zawsze) dużą ilością zainteresowanych.
Dziwnie byłam przekonana, że droga na Morskiej Oko to "tylko taki zawijas w górę i już".
Jednak ten "zawijas" okazał się niezłym kawałkiem, a nawet sporym kawałem drogi.
Nie ukrywam, że szło się ciężko kiedy towarzyszą złośliwe zakwasy i około 30 stopni ciepła.


Wodogrzmoty Mickiewicza w drodze na Morskie Oko
Droga po asfalcie.
Dłuuuga i po górę - czego można się spodziewać w górach, jakby nie było.
Jednak po trudach i znojach dotarliśmy !

Żartuję !
Dotarliśmy, ale jak to powiedzieli nasi Znajomi do miejsca"gdzie konie już nie mogą", czyli do miejsca gdzie konie już wyżej nie wjadą, a od tego miejsca jeszcze kawałek kawałek kawałek na Morskie Oko, jednak bliżej niż dalej.




Dotarliśmy :)
Sporo ludzi, piękne widoki.
Pogoda dopisywała. Można było zamoczyć stópki w Morskim Oku.
Chociaż woda była lodowata !
Wkładaliście nóżki do wody i w momencie wam drętwiały.
A woda... ah !
Idealnie przezroczysta. 




Mój Chłopak nie był by sobą, gdyby nie wpadł na szalony pomysł.
Jaki ?
Tak...przeszliśmy Morskiej Oko dookoła.
Mówiłam, że zajmie nam to z dwie godzinki, "Dwie godziny ?! No co Ty, bez przesady."
Tak...zajęło Nam to dwie godziny :D



Nigdy nie sądziłam, że Morskie Oko jest rzeczywiście taaaakie duże :)


Spędziliśmy cudowne dwie godziny wśród pięknej przyrody, na świeżym powietrzu tam gdzie lubimy, a mój Chłopak uwielbia przebywać.
No i spotkaliśmy gościa....chyba każdy kto jest w górach marzy o spotkaniu chociaż jednego mieszkańca gór.






Na szczęście nie był to niedźwiedź, a słodka sarenka.
Ludzie, którzy razem z nami ją widzieli byli oczarowani, a sarenka miała w nosie ludzi.
Zeszła na ścieżką wokół Morskiego Oka, przeszła krzakami, przepłynęła kawałek Morskiego Oka, wyszła z drugiej strony i wróciła skąd przyszła :)
Niby nic, ale zobaczenie chociażby sarny w jej naturalnym środowisku to coś naprawdę pięknego :)

Dalej kontynuowaliśmy obejście Morskiego Oka.
W drodze powrotnej, w busie słuchaliśmy relacji z karnych w meczu Polska - Szwajcaria :)
Wieczór spędziliśmy na Krupówkach.


26.06 

Rano szykowaliśmy się do powrotu.
Wypad choć krótki, to napewno udany :)
Jeden ze szczytów zdobyty, Morskie Oko odwiedzone.
Dla mnie tegoroczna przygoda z górami się skończyła.
Mój Chłopak planuje jeszcze w tym roku wejście na Rysy (2500 m.n.p.m.)
Jest zakochany w górach.
Ja nieco mniej. Myślę, że powodem może być moja kondycja, a raczej jej brak... .
Chciałabym mu towarzyszyć w tej ważnej dla niego chwili.
Jednak póki co mój brak kondycji i strach mi na to nie pozwala... .
Zobaczymy co przyniesie los.
Jeśli chcecie zobaczyć mini relacje z zeszłego roku, zapraszam tutaj :)
Póki co dziękuję Wam, za uwagę i mam nadzieję, że spodobała się Wam moja mała relacja z moich tegorocznych wakacji.
W sobotę rano wylatuję do Rodziców, więc liczcie na jakieś zdjęcia na Instagramie (@thsummerbody).

Dajcie znać, gdzie Wy w tym roku wybieracie się na wakacje :)


Miłego,

poniedziałek, 11 lipca 2016

motivation in monday #58

Witajcie,

Mam dzisiaj to czego wszyscy potrzebujemy.
Poniedziałkowe motywacje :) !
Drugi poniedziałek lipca zaczynamy od dawki mocnego kopa do ćwiczeń.
A obiecuję, że endorfiny potreningowe sprawią, że będziecie mogli góry przenosić :) !
































Słonecznego tygodnia,

piątek, 8 lipca 2016

najgorzej zacząć, a później w tym wytrwać - to nigdy się nie kończy, pracujesz już na zawsze

Cześć,

Nie było mnie w poniedziałek, ani też nie było czwartkowego postu.
W niedzielę po raz pierwszy w życiu byłam w pracy na nocnej zmianie.
Jedna nocna zmiana to pewnie nic, ale trzy nocne zmiany pod rząd dla osoby, która nigdy nie pracowała w nocy to niezłe wyzwanie.
W sumie odsypiałam do dzisiaj.
Nie odczuwałam większego zmęczenia. W ciągu tych trzech dni mój organizm nawet zdążył się przestawić na tryb nocny.
I to chyba nie był najlepszy pomysł. Siedziałam do 3/4 w nocy, a wstawałam o 12.
Marnowałam i noc i dzień.
Czuję, że mój organizm zaczyna już poprawnie funkcjonować,tzn. tak jak funkcjonował wcześniej -> dzień dla aktywności, noc do spania :)

Pod koniec czerwca byliśmy na krótkim urlopie w Zakopanym.
Po powrocie miałam wielkie plany.
A wiadomo, jak to z planami jest w rzeczywistości.

Z racji tego, że Chłopak miał jeszcze tydzień wolnego stwierdziłam, że jeszcze spędzimy ten tydzień na wspólnym leniuchowaniu :>
Miałam zacząć od poniedziałku.
Jednak mój Chłopak trafił na nocną zmianę = cały czas jest w domu = nie ćwiczę nigdy, jak ktoś jest w domu, bo...bo nie. Wolę ćwiczyć kiedy jestem sama. Nie czuję się komfortowo kiedy ktoś słyszy moje sapanie, a broń Bóg widzi mnie całą spoconą i czerwoną, jak buraczek.

Zatem stwierdziłam, że zacznę w kolejny poniedziałek.
Mój Chłopak będzie miał na popołudniową zmianę, więc idealnie !
Ale.... !
W sobotę wylatuję zrobić Mamie niespodziankę - tak ! Niezapowiedziane odwiedziny :D !
Wracam w piątek z Tatą i Bratem, więc w poniedziałek, wtorek i środę muszę jechać do domu wszystko ogarnąć, porządnie posprzątać i przygotować na ich przyjazd. W czwartek sama muszę się ogarnąć, aby w piątek się nie gonić, a w sobotę z samego rana muszę wstać i jechać na samolot.
Także nic z tego nie będzie... .
Jestem nie cały tydzień u Rodziców, nie wiem czy będzie czas na ćwiczenia - chociaż to tylko 30/40 minut w ciągu dnia.
Po powrocie Tata z Bratem są dwa tygodnie = na pewno nie będzie czasu na ćwiczenia.
Będziemy w rozjazdach, jak zawsze kiedy przyjeżdżają ;)




Będziemy mieli połowę sierpnia.
Czas zabrać się za cokolwiek do pracy licencjackiej.
Jeśli tylko trafię na właściwą zmianę w pracy Chłopaka, będzie można działać.

Zacznę ćwiczyć.
Niekoniecznie w poniedziałek ! Może to być środa, a nawet piątek.
Zrobię jeden trening i powiem sobie : "Po co Ci to ? Aa..okej. Chcesz lepiej wyglądać. Ale wiesz co ?! Nie jest źle, olej to. Prędzej się zasapiesz, niż będziesz lepiej wyglądać."

Jak już zacznę, trudno będzie mi w tym trwać. Chociaż podobno najgorsze są pierwsze trzy tygodnie. Później organizm sam domaga się aktywności.
Ale trzy tygodnie to wcale nie tak mało dla kogoś takiego, jak ja.
Zero kondycji, mało ruchu.

Jeśli zaczynamy pracę nad swoim lepszym "JA", nigdy nie kończymy.
Pracujemy codziennie, do końca.
A potem cieszymy się w swojego widoku w lustrze.
Nie wstydzimy się jechać nad jezioro.
Oglądamy się za bluzkami odkrywającymi brzuch.
Ale zanim to wszystko najpierw trzeba zacząć.

No i właśnie.
Chęci są, motywacja jest.
Wszyscy wiemy, co dają nam ćwiczenia i odpowiednie jedzenie.
Lepszą sylwetkę i kosmicznie świetne samopoczucie.

Musiałam Wam to napisać.
Może będzie mi łatwiej, skoro się z tym z Wami podzieliłam.
Może będzie lepiej.
Może w końcu coś zacznie się dziać.








Dajcie znać, jak to jest u Was :)